Tego jeszcze nie grali, Słomczyn Track Day

kenetastra

Trochę przeterminowana mini relacja, ale kurz jeszcze na Słomczynie nie opadł po ostatniej pojeżdżawce. W sobotę 13 października pojechałem ponad programowo na Tor Słomczyn żeby sobie trochę polatać po luźniejszej nawierzchni. Nie planowałem jeździć autem po powrocie z Poznania, ale po raz kolejny radość z upalania wzięła górę.
W piątek o 23ej zakończyłem wymianę przegubu, który odezwał się w drodze do Przeźmierowa, lecz mimo to bohatersko przejeździł cały event. Wypadu na Słomczyn by jednak nie wytrzymał, dlatego pojechałem na używce coby już nie inwestować w tym sezonie w graty.

Rano w sobotę na torze było jeszcze wilgotno przez co początkowo jeździłem bardzo wolno żeby nie zaliczyć bandy. A śliska nawierzchnia raz po raz prowadziła mnie na zewnętrzną. Na szczęście mimo jednego spina jeździło się sympatycznie, aż do momentu dość niecodziennej awarii. W pewnym momencie po wypadnięciu na szuter poczułem, że auto straciło moc, następnie zgasło, a w kabinie zapachniało benzyną. Wizja pożaru auta stanęła mi przed oczami, ale okazało się że kamień wystrzelony spod koła rozerwał połączenie przewodu paliwowego gumowego z jego plastikowym przedłużeniem. Po prowizorycznym ogarnięciu tematu na torze, doczłapałem do mojego stanowiska serwisowego i po 10 minutach auto było znów sprawne, a przewody paliwowe przytrytytkowane tak aby nie wystawały poniżej blachy podłogi.

Dalsza część dnia to mega zabawa płynąca ze ślizgania się po luźnej nawierzchni i zabrudzonym asfalcie. Prędkości nie były duże, ale w sumie cały tor jeździłem na 3cim biegu, więc jakoś wlec też się nie wlokłem. Moje ulubione fragmenty to 2 ostatnie zakręty – lewy i wyjście w prawo na prostą startową oraz prawy na końcu prostej. Reszta toru to mimo wszystko straszny wyryp i tam nie szedłem brawurowo.


Bawiłem się świetnie, a jedynym problemem do końca dnia był masakryczny kurz, jaki dostawał mi się do kabiny. Jakie to były ilości widać na zdjęciach. Po blisko 100 okrążeniach stwierdziłem, że wystarczy i zawinąłem się do domu. Tor daje bardzo dużo radości z jazdy, ale jak kogoś boli wyryp to nie będzie zadowolony. Mega zabawa musi być na rallycrosie bo jest szeroko i można grubo atakować. Pewnie jeszcze się tam kiedyś wybiorę.

Nie było pomiarów czasu, ani rywalizacji, ale momentami coś tam starałem się z innymi poganiać. Mam nagrane prawie 100 kółek, większość takich samych, więc wrzucam ostatnie z ostaniej sesji bo jeździło mi się wtedy już bardzo dobrze i na pełnym luzie boki szły.

Obecnie Astra zapadła już w zasłużony zimowy sen, a ja muszę jechać ją wyczyścić z kurzu i zabrać się za podsumowanie tego całkiem obfitego w atrakcje sezonu.

Aby do wiosny 😉

Pozdro Kenet